No cóż, stało się. Jadę na Antarktydę. A raczej najpierw lecę, później płynę, aby na końcu eksplorować siódmy kontynent pieszo oraz w … płetwach.
Antarktyda od zawsze była na moje liście miejsc „a-must-see”. Oczywiście dotarcie tam nie jest wcale łatwe. Wymaga nie tylko intensywnego planowania i odwagi (cieśnina Drake’a!), ale również … pieniędzy. Ze względu bowiem na swoje położenia dostać się na biały kontynent nie jest wcale łatwo. I to pod każdym względem.
Antarktyda jest dla mnie zwieńczeniem moich marzeń. O przygodzie i fotograficznym szaleństwie.
Rok 2016 miał wyglądać zgoła inaczej. Miałem bowiem ponownie odwiedzić Patagonię i przedzierać się przez południowy lądolód patagoński. Wyprawa typowo ekspedycyjna, całkowicie samowystarczalna. Dwadzieścia parę dni w lodzie, śniegi i wietrze. Ale widoki – niesamowite. Wiem, gdyż część tej trasy przebyłem podczas wyprawy w 2012 roku. Ale nie udało się. Kolega się wycofał, a mi nie uśmiechała się do końca samotna podróż.
Wyprawa miała być prezentem na moje okrągłe urodziny przypadające w tym roku.
Kiedy wiedziałem już, że Patagonia nie dojdzie do skutku zacząłem ponownie myśleć o Antarktydzie. I stało się. Kilkanaście telefonów, tona meili, nocne rozmowy z Anią i … decyzja podjęta. Dopięcie wszystkiego trwało naprawdę dużo czasu.
Styczeń 2017 spędzę zatem w śniegu, lodzie i wietrze. A, i jeszcze pod wodą. Tak jak zakładałem. Tylko w nieco innym miejscu. Ale jestem niesamowicie podekscytowany tą perspektywą. Towarzyszyć mi będzie piątka fotografów-amatorów i trzech ludzi załogi. Zapomniałem o drobnym szczególe – płyniemy jachtem :-).
Więcej o wyprawie już wkrótce. Jednego możecie być pewni – strona wkrótce będzie pełna zdjęć białego kontynentu i jego mieszkańców oraz opisu przygód.
Serdecznie zapraszam.
prawdziwie ekstremalna wyprawa. Jacht, nurkowanie,dużo lodu i wielkie odludzie daleko od rodziny. Życzę spełnienia wszystkich zaplanowanych i niespodziewanych zdarzeń.
Bardzo dziękuję. Trzymanie kciuków będzie potrzebne :-).