A tak po prawdzie, to od zawsze interesowałem się zimnymi rejonami naszego świata. Wszystkie moje dotychczasowe podróże w lodowe góry Grenlandii, szczyty Himalajów czy lodowce Patagonii wpisywały się w moje uwielbienie zimnego i surowego krajobrazu. Wyjątkiem była tylko Nowa Zelandia, ale nie żałuję. Jako nastolatek zaczytywałem się w książkach opisujących eksplorację zimnych pustkowi naszej planety. Wyprawy Nansena na statku „Fram”, wyścig o biegun południowy, eksploracja północnej Kanady, przelot balonem nad biegunem północnym czy epopeje Shackletona. To wszystko kreowało moją wyobraźnię i gdzieś tam podsuwało marzenie o zobaczeniu lodowych pustkowi.
Antarktyda to dla mnie creme de la creme moich zimowych fascynacji.
Tej wyprawy nie byłoby jednak, gdyby nie moje zamiłowanie do fotografii. To ono przeniosło młodzieńczą wyobraźnię w świat rzeczywistego obrazu rejestrowanego na slajdach czy matrycach aparatów. O ile zapisany obraz może być rzeczywisty. Mam zatem nadzieję przywieźć kilka naprawdę dobrych zdjęć. I jak zwykle ich zrobienie przyjdzie mi okupić olbrzymim wysiłkiem. Ale dopiero wtedy czuję te fotografie.
Poczuć Antarktydę nie przyjdzie mi jednak łatwo. W domu zostawiam Żonę Ania i dwóch Synków – Adasi i Antka, za którymi będę bardzo tęsknił. Wiem, że ta tęsknota będzie bardzo trudna. Nie jest mi obca. Dziękuję Wam za zgodę na tą wyprawę i Wasze wsparcie, które motywuje mnie do pracy.