25 stycznia
Rano byłem nieprzytomny. Zeszło ze mnie całe napięcie. Czułem się trochę dizzy – nie od wina, tylko od diety i braku jedzenia oraz wody. W sumie nic nie jadłem przez cztery dni. Piłem też niewiele. Ale ten czas już za mną.
Śniadanie spałaszowałem z ogromnym apetytem. Dzisiaj mamy wolne – dopiero w nocy skierujemy się do Ushuaia. Będzie zatem leniwy dzień w pięknych okolicznościach przyrody. Wylegujemy się na pokładzie. Później bierzemy naszego zodiaca i płyniemy na ląd. Wokół nas roztacza się typowo patagoński krajobraz. Wzgórza pokryte skarłowaciałymi drzewami, w oddali wysokie szczyty, niektóre jeszcze ze śnieżną pokrywą. Kręcimy się po plaży, bumelujemy. Idziemy na pobliską wyspę dzięki odpływowi, który pozwala nam dojść suchą stopą. Wokół nas jest mnóstwo zwierząt – listy, orły, gęsi, dzikie konie. Nic nie zakłóca naszego spokoju, jest kompletnie cisza. Słońce przypieka, wiatru nie ma prawie wcale. Tak spędzamy dzień.
Wieczorem kolacja i wino. Ostatnie już grupowe spotkanie na jachcie. Czas płynie wolno.