Po raz pierwszy na wyprawie będę miał … prąd. Jacht zapewnia bowiem możliwość podpięcia się pod gniazdko i naładowanie baterii.
To całkowicie zmienia moje podejście do logistyki energetycznej. Do tej pory bowiem musiałem tak planować wyprawy, aby wystarczyło mi prądu, który zabierałem ze sobą, na swoich własnych plecach. W erze slajdów nie było to oczywiście problemem – wystarczyło zabrać 5 par baterii, które wytrzymywały nawet silne mrozy Himalajów. W dobie aparatów cyfrowych wyzwanie jest większe. Nie wystarczy zabrać 5 sztuk baterii na 14 dni w lodzie. nie mówiąc już o 30 dniowej wyprawie. Pojawiły się zatem w moim arsenale potężne powerbanki (np. umożliwiające ładowanie standardowej baterii Canona sześć razy), panele słoneczne i mnóstwo różnych przejściówek.