Antarktyda – Lemaire Channel

15 stycznia

Budzę się rano, ale znowu bez szans na wschód słońca. Chmury zaczynają się łamać i jest szansa na przełamanie pogody. Jestem w podłym nastroju z powodu utraty aparatu. Teraz jakakolwiek usterka w drugim body i będę ugotowany. Hank nadal milczy. Udaje mi się dodzwonić do Ani. Okazało się, że autobusy podczas białej szkoły Adasia spłonęły w nocy i o mało co pożar nie przeniósł się na budynek. Wstrząsnęła mną ta wiadomość. Chciałbym teraz przytulić Adasia i powiedzieć mu, że bardzo go kocham. Niestety Adaś nie chce rozmawiać – jak to Adaś. Ale bardzo się cieszę, że nic się nie stało i że mogłem usłyszeć głos Ani. Bardzo za nimi tęsknię. Powoli już odliczam dni do powrotu, choć to bardzo odległa perspektywa.

Po śniadaniu płyniemy do bazy argentyńskiej Brown. To jedno z tych miejsc, gdzie możemy zejść na kontynent. Dopływamy w trzydzieści minut. Po drodze znowu natrafiliśmy na foki, które w dużej liczbie leżą sobie na lodzie. Mamy szczęście, bo w tym roku o tej porze nadal jest dużo wolnego, rocznego lodu i foki mają się gdzie wygrzewać.

Dobijamy w dingy do bazy. Kilka budynków z odchodzącą farbą i argentyńską flagą. Widać, że przyroda musi tutaj być ciężka dla wszystkiego co człowiek zbuduje. Wita nas para argentyńska – dziewczyna i chłopak. Wcześniej Hank otrzymuje zezwolenie na wylądowanie – zawsze trzeba o nie pytać, gdy się chce przypłynąć do bazy. Para zapisuje z jakiej łódki jesteśmy i jakiej narodowości. Pewnie do celów statystycznych i politycznych, bo jakichże inaczej.

 

Po wymianie grzeczności zaczynamy wspinać się na pobliskie wzgórza, które zapewnią o wiele lepszy widok. I co najważniejsze – jestem na kontynencie antarktycznym, a nie na okolicznych wyspach. Musimy oczywiście stosować się do zasad obowiązujących w bazie. Np. nie możemy przekraczać liny, która wyznacza teren bazy. Oczywiście wychodzą z tego różnego rodzaju problemy, bo trudno utrzymać się przed liną, gdy ścieżka w śniegu idzie za. Ale daliśmy jakoś radę. Po kilkunastu minutach wchodzimy na okoliczne wzgórze górujące nad bazą. Widoki rzeczywiście zabierają dech, szczególnie w kierunku południa. Tutaj ewidentnie widać, że chmury się przełamują. Idzie zmiana pogody. Na szczycie robimy sobie grupowe zdjęcie. Nie ma tylko Anne, która została na dole. Nie lubi chyba zbyt dużo się ruszać w pionie, bo w poziomie pokonuje całkiem spore odległości. Przy grupowych zdjęciach zawsze jest dużo zabawy. No i Laurent używa do tego głównie rybiego oka co tylko ją zwiększa. Nie wiedziałem, że takim obiektywem można robić tak dobre zdjęcia. Trzeba tylko uważać na dystorsję i linię horyzontu.

Na szczycie spędzamy trochę czasu. Widzimy jak Anne idzie w kierunku kolejnej chatki przekraczając linę. Po chwili ktoś z obsługi biegnie za nią i szybko wypersfadowuje jej ten pomysł. Przecież tam trwają badania, w które nikt z nas nie wierzy. To raczej konieczność stałego przebywania w tym miejscu jest ważniejsza z punktu widzenia potencjalnych roszczeń terytorialnych, stąd też całkiem sporo tutaj baz argentyńskich i chilijskich, które prawie w ogóle nie funkcjonują, albo działają tylko podczas lata.

Dupa, dupa, dupa, dupa, dupa. A teraz taki test czytelnictwa – bo Google Analytics mówi swoje, ale jestem ciekawy czy ktoś poza mną to w ogóle czyta. Proszę się wpisywać w komentarze. Rozlosuję dobra odbitkę z tego dnia wśród czytających.

Powoli schodzimy ze szczytu na dół. Zostaje jeszcze 15 minut nacieszyć się widokami. Bo te są doprawdy przepiękne. Wokół mnie czerń oceanu poprzerywana większymi i małymi górami lodowymi. Na horyzoncie góry, po lewej góry piętrzą się tuż nade mną. Wszystko w bieli. Spokój, cisza, poza wiatrem nie dochodzą tutaj żadne dźwięki.

Na dole robimy sobie jeszcze selfie z młodymi Argentyńczykami, którzy spisują nas dla celów statystycznych i wracamy na jacht. Tuż koło bazy jest ściana granitowa, gdzie gnieżdżą się kormorany. Nie omieszkam wyciągnąć teleobiektywu.

 

Po bazie Brown kierujemy się do kanału Lemaire, który dzisiaj zamierzamy przekroczyć, jeśli lód nam na to pozwoli. To bardzo wąski przesmyk pomiędzy Półwyspem a Booth Island. Zaczyna coraz mocniej świecić słońce, a woda jest bardzo spokojna. Stąd też na wodzie jest mnóstwo odbić okolicznych szczytów, które zresztą zaczynają się pojawiać w coraz większej ilości i to coraz wyższe. Wśród nich króluje Francois z wysokością ponad 2800 m. I to wystaje bezpośrednio z morza, więc robi to naprawdę wrażenie.

 

W pewnym momencie zza zakrętu wyłaniają się wieże kanału Lemaire. Jest do nich jeszcze daleko, ale i tak robią wrażenie. Z tej perspektywy wyglądają jak wrzynający się ostro w morze skalny półwysep, którego szczyty są przykryte śnieżną kopułą. Po pewnym czasie docieramy do początku kanału. Lodu jest trochę więcej, ale nadal da się płynąć. Kanał coraz bardziej się zwęża. Napotykamy krę z pięcioma fokami. Jesteśmy prawie na poziomie ich oczu, zabieram szerokie szkło, bo chcę pokazać foki w ich naturalnym otoczeniu. Na krze, wśród gór lodowych, czarnej wody i okolicznych szczytów. Spędzamy z nimi trochę czasu. Kanał staje się coraz bardziej wąski i wąski. Mam wrażenie, że u jego wylotu stoi lód, który nie pozwoli nam przepłynąć. Ale okazuje się jednak, że między górami lodowymi jest niewielki przesmyk i z wielką ulgą przepływamy przez ujście kanału. To miejsce jest naprawdę wspaniałe. Ale dziwi mnie to, że jest to obowiązkowy punkt każdej wycieczki, również naszej. Laurent w zeszłym roku był jednak w grudniu i cały kanał był zawalony lodem. Nikt nie mógł go przepłynąć z tego powodu.

Kierujemy się w stronę naszego kotwicowiska na noc. Będzie to Booth Island, gdzie przezimował jeden z francuskich statków podczas eksploracji kontynentu. Przepływamy wśród olbrzymich gór lodowych. Jedna z nich przypomina topór, ma takie długie i ostro zakończone grzebienie. Na kotwicowisko docieramy po czternastej. Jest tutaj bardzo zacisznie, niedaleko wznosi się niewielkie wzgórze, z postawioną małą wieżą dla upamiętnienia zimowiska. Gdzieś niedaleko znajduje się nawet chata z tego okresu.

 

Mamy dużo czasu. Pora więc na małe barbecue. Hank taszczy na jachcie jagnię. Mięso Marynuje się w soli i słońcu od wielu dni rozwieszone na pokładzie. teraz przyszedł czas na ucztę. Zapach roznosi się po okolicy. Musi bardzo drażnić nozdrza (choć nikogo tu poza nami nie ma). Mięso jest soczyste i wspaniale smakuje. Do tego butelka wina, słońce, piękne krajobrazy i załoga. Czegoś chcieć więcej.

W związku ze zmianą pogody wpadamy na pomysł, aby spędzić na górze zachód i wschód słońca. Ale to już część kolejnego dnia.

Antarktyka

Antarktyka

Antarktyka

Antarktyka

Antarktyka

9 thoughts on “Antarktyda – Lemaire Channel

  • 13 stycznia 2018 at 10:39
    Permalink

    Pupa, pupa, pupa, czytam wszystkie odcinki. Postawa Hanka mnie cały czas zadziwia. Na prawdę ani słowa? Do tego próbuję sobie wyobrazić Twoją irytację.

    Reply
    • 13 stycznia 2018 at 16:46
      Permalink

      Dzięki. No, ani słowa. Milczek.

      Reply
    • 13 stycznia 2018 at 16:46
      Permalink

      :-).

      Reply
  • 13 stycznia 2018 at 11:28
    Permalink

    Kurde blaszka, kurde blaszka, kurde blaszka. Czytam i zanużam się w tym materiale jak Ty zanurzałeś się w ldoowatej wodzie. To takie uczucie przerażenia i podniecenia. Przeraża mnie, że bym sie chyba nie zdecydował na taką wprawę, ale potęga natury kusi tą mocą. Niewyobrażalną.

    Reply
    • 13 stycznia 2018 at 16:47
      Permalink

      Ksui strasznie. to nie wygląda tak strasznie. Ma się tylko poczucie całkowitej samotności. Pod każdym względem. No ale ten krajobraz i zwierzęta.

      Reply
  • 13 stycznia 2018 at 11:46
    Permalink

    Ja czytam. Tylko za krótkie te odcinki bo wolałbym od razu przeczytać o tym zachodzie i wschodzie. A jeszcze Ci powiem, że jestem w szoku, że w relacji kilka razy pojawiły się przekleństwa. 😉

    Reply
    • 13 stycznia 2018 at 16:46
      Permalink

      Dzięki. Ale to mi dzień wykrzywi :-). Przekleństwa musiały być zważywszy na okoliczności.

      Reply
  • 15 stycznia 2018 at 00:55
    Permalink

    Wcale nie dupa;) Bardzo dobrze się czyta. Czekam na cd.

    Reply

Skomentuj Łukasz Kuczkowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *